poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 3

Obudziłam się głośno oddychając. Rozejrzałam się po ciemnym pokoju szukając czegokolwiek. Zeszłam z łóżka i powędrowałam do okna. Otworzyłam je i usiadłam na parapecie. Tutaj niebo było przepiękne. Pełne gwiazd i ciemne. Nie te co w mieście. Tam niebo jest szare a gwiazd prawie nie widać. Za trzy dni szkoła. Muszę zabrać się za zakupy. Kiedy zaczęłam myśleć o tym, zrobiłam się bardzo śpiąca. Po chwili znalazłam się w łóżku.
          "Jestem martwa" pomyślałam naciągając spodnie na tyłek. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu. Rzuciłam się w jego kierunku i odebrałam.
-"Gdzie ty do cholery jesteś?!" - wydarła mi się do słuchawki Rachel.
-"Właśnie wsiadam do auta" - odpowiedziałam naciągając skarpetkę na stopę - "Nie martw się za chwile będę" - odparłam i zakończyłam rozmowę. Ubrałam się do końca i wbiegłam do łazienki. Twarz, zęby i zrobić kucyk. Zrobione! Wybiegłam z łazienki i popędziłam na parter. Rozejrzałam się w poszukiwaniu kluczy. Nigdzie ich nie było. Różowa karteczka. "Wzięłam Twój samochód bo w moim brak paliwa. Kisski Rachel" Chyba ją zabije. Wybieram jej numer.
-"Jest mały problem bo wiesz nie mam czym przyjechać" - powiedziałam przeciągając ostatni wyraz.
-"Hahaha a to zabawne. Nie możesz znaleźć sobie innego transportu?"
-"Przecież ja nikogo nie znam!" - wydarłam się -"Dobra, nie ważne. Dasz sobie sama radę" - rozłączyłam się.
         Przechadzałam się jakimiś drogami gdzieś za domem. Tutaj było cudownie. Piękne błękitne niebo, ciepły wiatr ciągle rozwiewał moje włosy. Usiadłam na ziemi gdzie było mniej wysokiej trawy. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do niego. Wiem, że nie mogę. Rachel zrobiła wszystko co w jej mocy by jak najszybciej usunąć nas z tamtego miasta. Schowałam telefon i wytarłam mokry policzek. Nie pożegnałam się z nim nawet. Powstrzymałam szloch i podniosłam się z ziemi. Niebo nie było już tak idealnie niebieskie. Było pełne szarych chmur. Szybkim krokiem pokierowałam się w stronę mojego domku. Weszłam do niego od strony ogródka. Kątem oka zauważyłam coś szybkiego i niebieskiego wchodzącego do domu oknem do piwnicy. Otworzyłam drzwi i powolnych krokiem pokierowałam się do wejścia do piwnicy. Zeszłam w dół i włączyłam światło. Rozejrzałam się ostrożnie i weszłam głębiej w piwnice. Moim oczom ukazały się niebieskie kulki chowające się w kącie.
- Alison! - usłyszałam krzyk Rachel - Jesteś w domu? - ponownie się wydarła.
- W piwnicy! - odpowiedziałam jej. Sekunda a ona już była na schodach.
- Co ty tutaj robisz?
- Bo.. - zamyśliłam się na chwile - Sama nie wiem co ja tutaj robię - rozejrzałam się zdezorientowana. Rachel pokiwała tylko głową i poszła sobie.
              Siedziałam w salonie i przeczesywałam stos kartek od Rachel. Smutne ale to wszystko to były papiery do szkoły. Usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Pizza! - krzyknęła Rachel i rzuciła się do drzwi - Tak tak, bez reszty - trzasnęła drzwiami. Położyła pizze na stoliku.
- Dzięki, że wzięłaś te papiery dla mnie - spojrzałam na nią spod kartek.
- No wiesz nie ma za co - zaśmiała się wpychając wielki kawał pizzy do buzi.
- I mówię serio, zostaw moje auto w spokoju - odłożyłam papiery - Masz swoje i to lepsze - zaśmiałam się biorąc pizze.
- Nie marudź i jedz. Jutro idziemy na zakupy - wskazała na moje kartki - Słuchaj mamy wolny pokój, może komuś to wynajmiemy?
- No nie wiem. Jesteśmy to nowe. Nie znamy nikogo a nie chce niemiłych sytuacji. Poczekajmy miesiąc albo dwa. Przekonamy się czy ktoś potrzebuje mieszkania - skończyłam mówić i ugryzłam wielki kawał pizzy.
- Słyszałaś? - nagle odezwała się Rachel.
- Co niby?
- Ktoś tu jest - szepnęła - Serio nie słyszałaś?
- Nieee - powiedziałam niepewnie
- Może mi się przesłyszało - odparła a po chwili nagle coś spadło na piętrze - Widzisz mówiłam - pisnęła.
- Cicho - uciszyłam ją. Poszłam do kuchni i chwyciłam nóż, który schowałam do tylnej kieszeni spodni - Zostań tu. Jeżeli coś się stanie to dzwoń na policje i uciekaj - wzięłam do ręki kolejny nóż i powędrowałam po schodach. Kiedy znalazłam się na piętrze zaczęłam nasłuchiwać kolejnym dźwięków. Martwa cisza. Już miałam schodzić na dół kiedy jednak usłyszałam ciche wzdychnięcie. Odgłos pochodził z mojego pokoju. Moja pewność siebie i odwaga nagle ulotniły się.

środa, 12 lutego 2014

Rozdział 2

- Powinnaś się leczyć - wybuchłam śmiechem siedząc pod drzwiami mojego domu.
- Cholera no to nie moja wina, że zapomniałam kluczy! - wykrzyczała i uniosła ręce do góry w geście poddania się.
- Dobra ja idę zobaczyć czy gdzieś jest okno otwarte i najwyżej wejdziesz - wstałam z ziemi i ruszyłam okrążać dom. Zobaczyłam lekko uchylone okno w łazience na piętrze - Rachel rusz grube dupsko i wspinaj się! - wydarłam się ignorując późną godzinę. Usłyszałam jak wlecze się do mnie. Razem spojrzałyśmy w górę i na moje oko nie było zbyt wysoko.
- Przecież ja nie dam rady - zaśmiała się - Zwariowałaś? - wybuchła śmiechem. Zignorowałam ją i rozejrzałam się dookoła. Jako dziecko byłam bardzo sprawna i wszędzie mnie było pełno. Nigdy nie miałam problemu z wejściem w miejsca gdzie teoretycznie to było niemożliwe.
- Widzisz to drzewo? - wskazałam na nie. Stało na tyle blisko naszego okna, że chyba dałoby radę z niego przeskoczyć - Dasz radę. Dobrze się odbijesz i będziesz w środku.
- Zaraz chwileczkę - położyła obie dłonie na moich ramionach - Dobrze się czujesz? Każesz mi skakać po drzewie? Zwariowałaś - zaśmiała się.
- Rachel nie przesadzaj! - wykrzyczałam - Dobra ja idę - wywróciłam ramionami - Następnym razem musimy gdzieś ukryć klucz zapasowy - burknęłam pod nosem. Stanęłam przy drzewie i przyłożyłam do niego dłoń. Błagam nie zrób mi krzywdy pomyślałam w myślach. Uwielbiałam przyrodę, od dziecka spędzałam całe dnie i noce na dworze. Czułam jakbym była powiązana z naturą. Jednak kiedy zaczęłam dorastać wyjechałam do miasta to ucichło. Podskoczyłam do góry i sięgnęłam gałąź.
- Dasz radę - Rachel udawała moją czirliderkę.
- Zamknij się - zaśmiałam się i wspięłam się na drzewo - Najgorsze za nami - szepnęłam do drzewa. Poczułam lekkie wibracje pod dłońmi. Zignorowałam do i wspięłam się wyżej. Byłam na równi z oknem. Jedna próba, pomyślałam i odepchnęłam się od drzewa. Wydarłam się i zawisłam na parapecie.
- Rachel! - z mojego gardła wydostał się krzyk - Pomożesz jakoś?
- Nie teraz! Zajęta jestem! - usłyszałam jej odpowiedź i przeklęłam w sobie. Próbowałam się wciągnąć do góry chociaż trochę ale nic z tego. Nogami podparłam się o ścianę domu i powoli podciągnęłam się. Też nic. Nagle poczułam coś na swojej ręce. Spojrzałam do góry i ujrzałam czarną sylwetkę wystającą z okna. Nagły paraliż ze strachu nie pozwolił mi na krzyk. Puściłam parapet i poleciałam w dół. Nie spotkałam się z ziemią. Stałam w moim pokoju i ten ktoś trzymał mnie za rękę.
- Kim jesteś? - zapytałam, czułam się jak idiotka. Zamiast uciekać przed nieznajomym to rozmawiałam z nim. Nic nie odpowiedział tylko zapalił światło. Ujrzałam tą samą twarz co faceta w sklepie.
- Mówiłem, że wrócę - zaśmiał się krótko po czym podszedł do mnie blisko.
- Co chcesz ode mnie? - wymamrotałam osłupiona.
- Niczego - uśmiechnął się delikatnie - Tylko porozmawiać. Potrzebuje pomocy.
- Jak mam Ci pomóc? - zapytałam.
- Jesteś kluczem do wszystkiego.
- Czym?
- Hmm no dobrze to inaczej. Nie każdy zna świat od tej drugiej strony. Są tacy, którzy są wybrani by móc się poruszać po tej drugiej stronie. Czasami jest tak, że mimo iż jest się wybranym to i tak nie wiemy o tym. I tak jest z Tobą.
- Pleciesz bzdury - zaśmiałam się.
- Nie prawda. Kiedy na Ciebie wpadłem w galerii poczułem Twoją moc. Jest uśpiona, dopiero kiedy emocje wezmą nad Tobą kontrole to Twoja aura się zmienia. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo jesteś potężna. Mogę Ci pomóc w uwolnieniu tego. Będę Twoim strażnikiem. Znajdę Ci nauczyciela.
- Przepraszam bardzo ale ja nie mam pojęcia o czym mówisz - rozejrzałam się zakłopotana.
- Alison, musisz się skupić - chwycił mnie za ramiona - Potrzebujemy Cię.
- Coś Ci się pomyliło - próbowałam się odsunąć.
- Dobrze. Wyślę informacje do Dyrysu, że znalazłem Anioła.
- Czego? - zapytałam ale po chwili dodałam - Nie chce wiedzieć. Po prostu zostaw mnie i daj mi spokój. Wyrwałam się z uścisku i otworzyłam drzwi od łazienki.
- Wrócę Aniele - usłyszałam jego głos i szelest. Odwróciłam się i jego już nie było. Wyszłam z łazienki i popędziłam w dół schodami. Nagle zdałam sobie sprawę, że spędziłam w łazience sporo czasu po nic. Otworzyłam drzwi a Rachel wpadła do środka. Wybuchłam śmiechem.
- Co ty tam robiłaś ponad godzinę?! - wydarła się na mnie po czym zebrała wszystkie zakupy i weszła do środka. Zastanowiłam się chwile nad odpowiedzią i nie miałam zielonego pojęcia co odpowiedzieć.
- Nie wiem - zabrzmiałam idiotycznie - Nie pamiętam - szepnęłam sama do Siebie.
- Nie ważne, zamknij drzwi i chodź pokaże Ci coś - powiedziała podekscytowana. Poszłam za nią. Pokazała mi pięknie umeblowany nasz nowy dom. Wszystko było idealnie. Jak z katalogu. Przytuliłam ją.
- Zaczynamy od nowa - szepnęłam do niej.
- Będzie lepiej nie martw się o to - przytuliła mnie bardziej - Zapomnij o tym co było - odsunęła mnie od siebie i uśmiechnęła się - Chodź zobaczysz sypialnie - podskoczyła ucieszona. Pobiegłam za nią do góry. Pierw weszłam do jej pokoju. Był w kolorach zieleni.
- Śliczny - skomentowałam. Chwyciła mnie za rękę i zaciągnęła do innego pokoju.
- A to jest Twój - postawiła mnie przed białymi drzwiami. Nacisnęłam na klamkę i ujrzałam błękitne ściany, białe meble i ciemną drewnianą podłogę.
- Boziu - zamarłam. Rzuciłam się na wielkie łóżko - Idealnie.
- Fajnie, że Ci się podoba. Zapomnij o tym co było. Nigdy to się nie powtórzy, przysięgam - Zeszłam z łóżka i stanęłam przed dużym lustrem.
- Nie chce ponownie tego przechodzić - ściągnęłam bluzkę ukazując ciało pełne nacięć.
- Przepraszam Cię za to - stanęła obok mnie i też ściągnęła bluzkę - Dziękuje za to co dla mnie zrobiłaś - Spojrzałam na jej odbicie w lustrze. Nasze ciała były zmasakrowane. Moja klatka piersiowa była pełna nacięć po nożu. Za to jej była jedną wielką blizną po ogniu.
- Nie przepraszaj mnie - uśmiechnęłam się lekko - Zrobiłam to bo Cię kocham. Jesteś dla mnie jak siostra. Na szczęście żyjesz. Nie wstydzę się tego. Jestem dumna, że walczyłam.
- Jest mi tak przykro, że Cię z to wciągnęłam - spojrzałam na jej twarz.
- To nie jest Twoja wina. Nikt nie wiedział do czego on jest zdolny. Ale na szczęście teraz siedzi i tak szybko nie wyjdzie. Nie martw się, nie pozwolę już nikomu Cię skrzywdzić - powiedziałam przytulając ją mocno.
- Zaczynamy od nowa. Nowa szkoła, nowe znajomości oczywiście lepsze - zaśmiała się i podniosła bluzkę z podłogi - Idę spać, zmęczona jestem - przytaknęłam jej i otworzyłam moją walizkę. Wygrzebałam z niej laptopa. Wpisałam stronę www i powoli moje palce zaczęły tańczyć na klawiaturze. Słowo po słowie strona zaczęła się zapełniać. Cały dzień, od zakupów, po tajemniczego gościa, o tym skakaniu do okna i o nowym pokoju i całym mieszkaniu. Pisałam o moich problemach. O tym jak się czuje. Zapisałam wszystko i wysłałam do niej. Moja psycholog uważa, że dla mnie najlepszy pomysł to wylewanie uczuć poprzez pisanie. Staram się codziennie do niej pisać. Mówi, że robię postępy. Nawet ja to zauważyłam. Od miesiąca nie okaleczam się. Przebrałam się i położyłam do wielkiego łóżka. Zamknęłam oczy i ujrzałam tak znaną mi sytuacje. Widzę ją. Rachel leży na podłodze i się pali. Nad nią stoi on. Trzyma w dłoni butelkę i polewą nią Rachel, która coraz bardziej się pali. Jej przeraźliwi krzyk dudni mi w uszach. Rzucam się na niego, oszołomiony upada uderzając głową w coś. Ułamek sekundy. Patrze na moją przyjaciółkę po czym szukam czegoś. Nic. Zaczynam płakać. Ściągam koc z sofy i owijam nim Rachel. Nakryłam nią i zaczęłam pocierać jej całe ciało. Nagle poczułam straszny ból na plecach. Opadłam na jej ciało. Zimne ostrze ponownie nakłuło moje ciało. Próbuje natychmiast stanąć. Upadam na plecy parę metrów od przyjaciółki. Widzę go. Odkrywa jej ciało. Całe popalone. Jej skóra krwawi i jest cała czarna. Żyje. Podniósł wzrok na mnie i uśmiechnął się. Wiedziałam co się teraz stanie. Moja kolej. Czułam śmierć.




~~~~~~~~○~~~~~~~~
Dziękuje wam za aż 5 komentarzy. Mam nadzieje, że tym razem też tyle będzie.
Jestem wam bardzo wdzięczna i przepraszam, że tak długo pisałam ten rozdział.





piątek, 6 września 2013

Rozdział 1

- No dawaj szybciej! - Rachel krzyknęła do mnie - Strasznie się wleczesz!- popędziła mnie. To już trzecia godzina biegania po centrum handlowym a ona nie miała dosyć. W obu rękach miałam po pięć toreb ubrać, szpilek i innych badziewnych rzeczy. Rachel była szczupłą blondynką o długich nogach. Każdy facet się za nią odwracał. Miała mocny charakter i nie bała się postawić komuś. Raz z sklepie prawie pobiła inną dziewczynę o bluzkę na przecenie. Jest bardzo inteligentna, zabawna i pieniędzy jej nie brakuje - Alison! No rusz się wyprzedaże nie poczekają na nas - powiedziała i chwyciła mnie za ramię ciągnąć w stronę sklepu.
- Ja już nie daje rady. Przecież wiesz, że i tak nie będę tego nosiła - westchnęłam wchodząc do sklepu.
- Musisz wyglądać. Niedługo zaczynają się zajęcia na uniwersytecie i masz normalnie wyglądać.
- Przepraszam bardzo a jak ja wyglądam? - zapytałam oburzona.
- Bez urazy ale nosisz jedną wielką parę spodni już od dwóch miesięcy - skwitowała mnie szybko.
- Są bardzo wygodne.
- Są bardzo wygodne - powtórzyła moje słowa piskliwym głosem - Ma być ładne a nie wygodne - skarciła mnie.
- Głupia jesteś - wywróciłam oczami. Zignorowała mnie i popędziła na dział z nową kolekcją. Wygrzebała parę bluzek i dwie pary spodni. Stałam za nią i rozglądałam się po sklepie, próhbując umilić sobie czas. Poczułam lekkie pyrgnięcie w ramię i kiedy się odwróciłam się. Ujrzałam jej ten szalony wyraz twarzy, który oznaczał, że nie odpuści dopóki tego nie przymierze albo nie kupie. W innym przypadku ona sama to kupi dla mnie - Nie - odparłam. Zrobiła oczy pieska i zaczęła mi machać wieszakami przed oczyma - Powiedziałam nie - próbowałam być stanowcza. Rachel wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę kasy chwytając co popadnie po drodze z ubrań - Bardziej powinnyśmy urządzić nasze mieszkanie w nie kupować zawartość szały nie mając szafy.
- Tym się nie martw - puściła mi oczko przez ramię i podała kasjerce kardę kredytową - Już wszystko jest załatwione tylko musisz złożyć zamówienie na Twoją sypialnie.
- Kupiłaś meble do naszego mieszkania?! Miałyśmy się składać - odparłam obudzona i chwyciłam swoje torby, za które właśnie Rachel zapłaciła.
- Przestań co? To nic wielkiego przecież wiesz. Jeżeli poczujesz się lepiej to możesz przez dwa miesiące sama zapłacić za rachunki - zaproponowała.
- Stoi - uśmiechnęłam się i wyszłam ze sklepu.
- Alison uważaj! - krzyknęła Rachel ale za późno i wpadłam na faceta. Zderzenie było równe z tym tak jakbym uderzyła się z murem. Wszystkie torby wypadły mi z rąk a mi zrobiło się ciemno przed oczami. Poczułam lodowate ręce w talii i ponownie moja głowa opadła na tego faceta. Pachniał męskimi perfumami i tytoniem. Nie był to zbyt przyjemny zapach ale perfumy były przepiękne.
- Wszystko dobrze? Nic się Tobie nie stało? - zapytał zachrypniętym głosem - Koleżanko umiesz mówić - warknął. Otworzyłam oczy i ujrzałam duże brązowe oczy wpatrujące się we mnie.
- Tak wszystko jest okej - powiedziałam cicho wciąż zamroczona.
- Możesz stać? - zapytał znudzonym głosem i powoli uczucie jego zimnych dłoni znikło.
- Sierotą nie jestem - syknęłam i odsunęłam się od niego. Schyliłam się i powoli zaczęłam zbierać moje rzeczy z podłogi. Także schylił się i sięgnął po jedną - Dzięki możesz już iść - warknęłam.
- Powinnaś być wdzięczna, że Cię przytrzymałem a nie pozwoliłem upaść.
- Powinieneś uważać gdzie chodzisz - uśmiechnęłam się chamsko.
- Innym tonem do mnie - powiedział. W jego głosie było słychać, że jest wkurzony.
- Nie rozkazuj mi - podniosłam lekko ton i wyprostowałam się trzymając w rękach wszystkie moje zakupy. Zaklął pod nosem i zbliżył się do mnie.
- Mówiłem innym tonem - warknął mi do ucha. Odepchnęłam go od siebie i przyjęłam bojową postawę.
- Nie zbliżaj się do mnie i nie podnoś na mnie głosu frajerze! - krzyknęłam
- Znajdę Cię zobaczysz - szepnął i poszedł zostawiając mnie oszołomioną. Dziwnym uczycie dawało mi oznaki, że jeszcze nie raz go spotkam. Zdawał się być typem faceta, który łatwo nie odpuszcza.
- Alison co to miało być? - zaśmiała się podbiegając do mnie.
- Zwykły cham i prostak - wzruszyłam ramionami - Kończymy już? Błagam, chce już do domu.
- Ale za to niezłe ciacho - pisnęła. Zaśmiałam się i ruszyłam w stronę wyjścia.